Akwarela to podobno najtrudniejsza technika malarska
I z tego powodu, bardzo często jest odradzana początkującym, ale moim zdaniem naukę malowania warto zacząć właśnie od akwareli. Jestem najlepszym przykładem, że można – bo ja właśnie od niej zaczęłam, nie zraziłam się do malowania i żyję. Ponadto, jeśli po prostu chcesz się odprężyć malując w wolnej chwili dla siebie, to uwierz mi, lepszej techniki malarskiej nie ma! Poniżej wypunktuję Ci, za co kocham akwarele, może też się przekonasz, żeby spróbować i przepadniesz bez reszty jak ja.
Nie zajmuje dużo miejsca
W przeciwieństwie do farb olejnych czy akrylowych, akwarele naprawdę są kompaktowe i to nawet jeśli masz chęć na malowanie z rozmachem i na dużym formacie. Jasne, teczka 100×70 zajmuje wtedy sporo miejsca, ale w niej zmieścisz kilkadziesiąt prac! Jeśli natomiast chcesz w tej samej teczce schować kartony z pracami akrylowymi, to zmieści się ich kilka, a o płótnach nie wspomnę.. Tak samo farby – kiedy masz już wybraną paletę barw, to pudełko z akwarelami zajmie Ci tyle miejsca co dwie czekolady! Pędzli też nie potrzebujesz wiele, od 1 do 3, max 5. No i żadnych rozpuszczalników – woda z kranu wystarczy.
Niska kwota początkowej inwestycji.
Dajmy na to nie masz żadnych przyborów do malowania. Zaczynasz. Wszystko czego potrzebujesz to szkicownik z papierem o gęstości 300g, kilka kolorów akwareli, jeden pędzel. Bo zakładam, że już jakiś kubek na wodę masz, a za paletę spokojnie posłuży Ci biały, albo przezroczysty talerz (pod który podłożysz białą kartkę). Może też być wieczko pudełka po lodach, albo wiaderka na serek – po prostu kawałek białego (lub przezroczystego) plastiku z odpadów domowych. Koszt tych kilku materiałów: szkicownik, farbki, pędzel – to może być 20-100 zł – w zależności od ilości kolorów, wielkości szkicownika i ceny pędzla.
Wszystko zamówisz przez internet.
W Twojej miejscowości nie musisz szukać sklepu plastycznego, wszystko kupisz przez internet i dojdzie w dobrym stanie. Z innymi technikami – zamówisz farby i pędzle, ale już np. płótna polecam kupować osobiście, bo w trakcie transporu łatwo ulegają zniszczeniu.
Nie potrzebujesz dużo miejsca czy osobnego pomieszczenia.
Wystarczy biurko, albo stół w kuchni. Rozłożenie stanowiska do malowania zajmie Ci minutę (razem z nalaniem wody do kubka;) W przypadku większego formatu – polecam podłogę. Innymi technikami też możesz malować w kuchni czy sypialni, ale zajmują więcej miejsca i wymagają zabezpieczenia przestrzeni, bo plamy mogą się nie sprać / nie zejść ze stołu. Nie potrzebuujesz też specjalnego pomieszczenia na schnące prace – akwarele schną kilka minut i po tym czasie pracę można schować do teczki. Obraz olejny dla porównania… schcnie nawet do dwóch tygodni.
Można malować nimi w ciąży i przy małych dzieciach.
Przy farbach olejnych i akrylowych stosuje się rozpuszczalniki – a te potrafią być rakotwórcze i trujące. Już samo wdychanie jest szkodliwe, natomiast ich spożycie – niedopuszczalne. Akwarele może nie są z czekolady i truskawek, ale nie są gorsze od plakatówek dla dzieci. Jedyne co przy małych dzieciach bawiących się akwarelami może przestraszyć, to fakt, że nie wszystkie kolory spiorą się z ubranek, a kolor który zajdzie za paznokcie może zostać tam przez kilka dni, ale to i tak nic w porównaniu z ryzykiem połknięcia rozpuszczalnika i wizytą w szpitalu z tego powodu…
Technika bezzapachowa.
Zapach terpentyny czy rozpuszczalników akrylowych, czy nawet fiksatywy do utrwalenia suchych pasteli – potrafią być drażniące. Akwarele są bezwonne i jeśli tylko uprzątniesz po sobie stanowisko pracy, nikt nie będzie przypuszczać, że jeszcze przed chwilą odbywało się w tym pomieszczeniu twórcze działanie. A to znaczy, że możesz malować na godzinę przed przyjściem gości do salonu, czy na chwilę przed tym, jak będziecie z rodziną jeśli obiad w kuchni.
Idealne w podróży.
Akwarele łatwo ze sobą zabrać w podróż. To jedyne farby z jakimi zdarzało mi się wyjeżdżać na dłużej – nie zajmują dużo miejsca, nie ma obaw, że się rozleją w plecaku, nie mają metalowej obudowy, więc nie zwracają uwagi podczas kontroli bagażu przed lotem samolotem, a wodę i kubek potrzebne do malowania nimi – można znaleźć wszędzie, ewentualnie kubek można zabrać ze sobą.
Jak to wygląda u mnie?
Mimo lat(!) malowania, wciąż nie mam swojej pracowni. Teraz właściwie mogłabym powiedzieć, że jest “w budowie”, bo mamy w domu pokój przeznaczony na ten cel, ale niestety wciąż jeszcze robi za graciarnię, bo jesteśmy dopiero kilka miesięcy po przeprowadzce i urządzanie domu jest w toku. Przez te długie lata brak miejsca nigdy nie był dla mnie wymówką do tworzenia – malować można wszędzie. Na stole w kuchni, siedząc w fotelu, rozkładając materiały na podłodze, w parku na ławce, a nawet w łóżku. Podejrzewam, że moja miłość do akwareli jest między innymi spowodowana właśnie tym brakiem idealnych warunków – technika olejna (bo akrylami nie lubię malować) wymaga naprawdę miejsca gdzie można chlapać, gdzie można smrodzić, gdzie można zostawić pracę do schnięcia i gdzie nie dosięgną obrazu i farb małe łapki dziecka.
Odkąd zostałam mamą, maluję tylko akwarelami i digitalnie – będąc w ciąży nie chciałam nas truć rakotwórczą terpentyną, a potem zwyczajnie bałam się, że mała naje się farb czy rozpuszczalników. Natomiast zdarzało mi się rozkładać dziecku matę na podłodze, a zaraz obok akwarele i robić szkice. Wiedziałam, że nawet jeśli poliże pędzel czy farbę – najwyżej się pobrudzi. Podobnie na studiach, kiedy zdarzało mi się dzielić z kimś pokój, siadałam w fotelu albo na łóżku i wyciągałam akwarele. Nie musiałam się pytać, czy zapach farb nie będzie przeszkadzać, ani zastanawiać się czy zdążę wywietrzyć pokój przed spaniem; w lecie to nie problem, ale w zimie ciężko spać przy otwartym oknie całą noc. Nie musiałam też się myśleć gdzie postawię obraz do schnięcia, tak, żeby ktoś się o niego nie otarł niszcząc i obraz i swoje ubranie.
Uwielbiam też brać ze sobą akwarele w podróż. Nie zajmują dużo miejsca, więc nawet gdy okazywało się, że cały wyjazd nie wyciągnęłam ich z plecaka, nie miałam wyrzutów sumienia, że musiałam dźwigać nie wiadomo ile na darmo. Miałam nawet czas, że… nosiłam je po prostu w torebce. Mały szkicownik, kilka kolorów i pędzel zmieszczą się nawet do niewielkiej damskiej torebki. Było to bardzo przydatne na uczelni, gdzie czas studenta nie był zbyt szanowany – mogłam wtedy usiąść sobie w dowolnym miejscu, nawet na podłodze w korytarzu czy na parapecie i pomalować czekając na swoją kolej, zamiast irytować się, że ktoś marnuje mój czas. Uwielbiam malować w kawiarniach – więc to był kolejny powód. Umawiałam się z koleżanką na kawę, przychodziłam pół godziny wcześniej, zajmowałam nam stolik, wyciągałam akwarele i nie przejmowałam się, gdy koleżanka utknęła w korkach i była póżniej niż zamierzała.
Koniec wymówek!
Akwarele mogą towarzyszyć nam na każdym kroku, trudno przy nich o wymówki do tworzenia, ograniczają nas tylko własne chęci. Dlatego, jeśli chcesz zacząć malować i nie wiesz jaka technika na początek jest najlepsza – nie wahaj się zainwestować 20 zł w akwarele i po prostu sprawdź. Może i Ciebie dosięgnie strzała amora i będziesz zabierać je ze sobą wszędzie. Po przeczytaniu tego posta, nie możesz już mówić, że nie masz gdzie, że przy dzieciach się nie da, czy że szkoda Ci wydawać 150 zł na sprawdzenie nowego hobby, więc… po prostu spróbuj!
Dodaj komentarz