Dawno, dawno temu…
zanim wynaleziono druk, a globalizacja umożliwiła artystom światową sławę, lokalni twórcy żyli względnie szczęśliwie, otoczeni małymi społecznościami, dla których byli źródłem radości i którym byli bardzo potrzebni. Czym było wesele bez kapeli? Czym był pogrzeb bez skrzypka? Portret zamawiało się osobiście, pozowało się do niego długo i cierpliwie. Opowieści przekazywało się ustnie z pokolenia na pokolenie, suknie szyto na zamówienie kilka domów dalej, a gdy kobieta rodziła, po położną posyłało się kogoś konno (okej, ostatni przykład nie należy do artystycznych, ale czy to nie jest ciekawe? Jeszcze moja babcia rodziła się właśnie pod opieką takiej położnej).
Dzisiaj,
kiedy chcemy posłuchać muzyki, nikogo nie musimy prosić o koncert. Możemy posłuchać kawałków nagranych kilkadziesiąt lat temu, tysiące kilometrów stąd. Ba! Osoba, która zagrała ten utwór może już nie żyć. I to jest piękne dla odbiorców, to darmowe bogactwo twórczości. Ale co to oznacza dla twórców?
To oznacza, że kiedy ktoś zaczyna swoją karierę artystyczną, prawie zawsze liczy na wielką sławę, na sukces skali światowej, na możliwość skalowalnego biznesu opartego na jego twórczości, bo tylko to ( w jego mniemaniu) da mu upragnione spełnienie i takie skutki finansowe, które pozwolą mu cieszyć się życiem i tworzyć w pełnej wolności.
Jeśli pisać, to tylko bestsellery, jeśli malować to od razu dzieła, które kupi Saatchi, jeśli projektować, to tylko z rozmachem godnym Gianni Versace. Kto choć raz nie widział siebie w takim scenariuszu, niech pierwszy rzuci kamień! I nie chcę tu przekonywać, żeby z takich marzeń od razu rezygnować, bo prawdopodobieństwo, że Twoja twórczość zapisze się w historii wielkimi literami, jest strasznie małe. Chcę tylko podkreślić, że szanse na to są podobne do szans na wygraną szóstki w Lotto.To loteria, a loterie nie są sprawiedliwe. W tej loterii liczy się Twoja ciężka praca, ale nie można bagatelizować ogromnej dozy szczęścia (na które nie masz wpływu), a bez którego to się po prostu nie uda.
Jako ludzie mamy tendencję do tego, żeby po fakcie szukać przyczyn i łatwo przypisujemy sobie zasługi, które były tak naprawdę efektem zrządzenia losu. Trzeba dużej pokory, żeby to zauważyć, a że teksty, w których “wszystko jest w Twoich rękach” lepiej się sprzedają, to mało osób zastanawia się nad czystymi przypadkami, które miały znaczący wpływ na ich karierę. Poza tym, osoby które są na szczycie, często bardzo ciężko na to pracowały, więc nic dziwnego, że chcą to podkreślić.
Przepis na wielki sukces?
Przepis jest, a właściwie… jest ich tysiące i problem w tym, że każdy wypróbowany był tylko raz. Powtórki często się nie udają, bo nie ma dwóch takich samych osób, w takiej samej sytuacji, w tym samym czasie. Zmierzam tylko do tego, że czasami ciężka praca nie wystarczy, żeby wywindowac Cię na szczyt. Nie znaczy to, że tworzysz gorsze rzeczy od osób, którym się to udało. Ale wiem też, że taka sytuacja może być bardzo frustrująca. Lata mijają, motywacja generalnie słabnie, a wzlatuje tylko na wyżyny przy kieliszku wina, kiedy przez krótką chwilę marzysz, że ktoś odkrywa Twoje wspaniałe dzieła i pokazuje je całemu światu…
Może uszka Ci teraz oklapły. Może smuteczek, bo jednak w głębi duszy wciąż liczysz na magiczny przepis. Ale wiem dobrze, że nie przychodzisz tutaj po mrzonki i słodkie kłamstewka. Czytasz to, bo zależy Ci na twórczym rozwoju, a twórczy rozwój to działanie, ale też dobre nastawienie.
Dlatego mam dla Ciebie świetną informację:
Nie potrzebujesz światowej sławy, żeby poczuć twórcze spełnienie i zarabiać na tym, co kochasz robić.
Serio. Przestań myśleć o tym, że poczujesz się doceniona dopiero, kiedy sukces będzie na wielką skalę, kiedy pokochają Cię tysiące (a najlepiej miliony) i kiedy jedno Twoje dzieło będzie warte tyle, co wyspa. Bardzo często myślenie o tym (zwłaszcza na samym początku twórczej drogi) blokuje twórców zamiast ich motywować. Bo po co starać się zdobyć jednego klienta, skoro chcesz, żeby pół świata biło się o Twoje dzieło? Po co brać udział w lokalnym konkursie, skoro chcesz wygrywać światowe? Jak masz się cieszyć na słowa uznania z ust znajomych, skoro czekasz na zaproszenie do programu w tv?
Nie graj w Lotto. Nie licz na magiczny zbieg okoliczności. Rób swoje. Twórz, pokazuj swoje efekty znajomym, potem pokazuj je dalej i dalej, a każdą ciepłą wiadomość czy komentarz, oprawiaj w złoto i chowaj głęboko w sercu. Kiedy ktoś chce kupić Twoje dzieło lub usługę, nie krzyw się, że skoro klient się nie zna, to i tak nie doceni.
Nie szukaj docenienia, doceniaj!
Wiesz, co najbardziej karmi Twoją twórczą moc? Nie klaski innych, nie słowa uznania, nie ordery, puchary, medale i nagrody. Najbardziej karmi ją Twoja radość tworzenia. Twoja wdzięczność za proces i za efekt. Doceń to, jak przyjemnie jest tworzyć. Doceń to, jak ładnie wygląda naszyjnik, który Ty wykonałaś. Skup się na tym, że podkreśla kolor oczu Twojej klientki, a nie na tym, że ma 30 kg nadwagi. Uśmiechnij się, kiedy Twój piękny tort cieszy oczy dwóch wielkich rodzin, a jego krojeniu towarzyszy burza oklasków. Nie masz co żałować, że nie pojawił się na ślubie księcia Anglii!
Ostatnio zauważam, że wielu twórców, poproszonych o stworzenie czegoś na zamówienie wycofuje się, albo działa w duchu frustracji. “Bo ludzie się nie znają, bo na pewno nie zapłacą tyle ile bym chciała, bo ja tyle serca w to wkładam, a dla kogoś to tylko ładny obrazek itd.” I w dużej mierze ta frustracja wynika właśnie z tego, że czekając na wielkie znaki z nieba, nie doceniamy tych małych sygnałów ze strony świata, że to co robimy jest fajne i potrzebne.
Mało tego! Widzę jeszcze jedno ciekawe nastawienie: że skoro to, co tworzę, podoba się “zwykłym” ludziom, to… to na pewno nie jest wyjątkowe! Jaka przewrotna logika! Szukamy dowodów uznania, takich na poważnie, a przecież… sławni artyści, są sławni, bo… “zwykli” ludzie też się nimi interesują. Ci sami, którzy chcą mieć ręcznie wykonane mydełko czy namalowaną akwarelami metryczkę dla dziecka. Doceń ich! Doceń to, że zwracają się do Ciebie, że chwalą Twoje dzieła, że chcą zapłacić.
Kiedy zaczniesz dostrzegać ludzi wokół siebie, kiedy zaczniesz budować z nimi relacje, słuchać co im się podoba, czego potrzebują od Ciebie, kiedy będziesz dzielić się z nimi swoją twórczością, to ten z początku wąski krąg będzie się poszerzał, a Ty nawet się nie obejrzysz, a będziesz w połowie drogi na szczyt, znana i lubiana, tworząca z radością.
Ja wiem, że milej by się czytało historię (jakich wiele), o twórcy, który nagle został odkryty i okrzyknięty geniuszem. Tylko wiem też, jak takie czekanie na wielki przełom się kończy: najczęściej stagnacją. Tworzeniem z doskoku. Brakiem poczucia sensu. Czekać można całe życie, ale ja Ci tego nie życzę.
Życzę Ci dostrzegania i doceniania tych małych gestów od zwykłych ludzi, które są sygnałami, że to co robisz jest piękne i potrzebne.
Bo właśnie tędy wiedzie droga od zwykłego do niezwykłego.
Dodaj komentarz