Opowiem Ci dzisiaj, co mi dało studiowanie malarstwa, ale pamiętaj, że w wielu branżach, studia to nie jest jedyna droga edukacji! Nie łam się i nie skreślaj swoich szans, jeśli marzy Ci się życie ze swojej twórczości, a nie masz magistra w danej dziedzinie.
Jeśli jednak wciąż myślisz o studiach artystycznych i bardzo Cię do nich ciągnie, zrób co w Twojej mocy, żeby się dostać. Jako nastolatka marzyłam o studiowaniu malarstwa i… jak to mówią, są dwa rodzaje rozczarowań na tym świecie: Pierwsze: kiedy nie dostajesz tego, czego pragniesz. I drugie: kiedy to dostajesz 😉
Studiowałam w latach 2009-2015, więc być może trochę się od tego czasu zmieniło. Byłam na kierunku Malarstwo, na uniwersytetcie Artystycznym w Poznaniu (kiedyś ASP). Każdy kierunek ma trochę inną specyfikę i w dużej mierze zależy po prostu na jakich ludzi trafisz, tutaj opowiadam Ci o moich doświadczeniach.
Różnorodność osób, podejść, pracowni
Studenci i profesorowie na uczelni artystycznej są jak kolorowe, egzotyczne ptaki. Każdy inny. To jest niezwykłe bogactwo różnych osobowowści, podejść do życia, sztuki i wiele można się od nich nauczyć. Schematy myślenia są często podważane, kreatywność wylewa się z każdego kąta dziwnymi rozwiązaniami, żarty, imprezy, spotkania – wszystko jest dosyć specyficzne. Doświadczenie tej mieszanki jest czymś wyjątkowym. Na pewno znajdziesz kogoś, kto Ci się wyda dziwakiem, na pewno porozmawiasz z kimś, z kim się nie zgodzisz. Nie jest to zbiór ludzi podobnych, jest to zbiór ludzi innych i w sumie uważam, że to największa zaleta studiowania na uczelni artystycznej.
Odkrywanie technik, które poszerzają horyzonty
Tak, to jest niezwykła zaleta, że możesz spróbować różnych rzeczy, o których wcześniej tylko słyszałaś. Dlaczego? Bo może się okazać, że to właśnie nowoodkryta technika tworzenia będzie właśnie tą, z którą zwiążesz się na całe życie! Ja na przykład spróbowałam rysowania specjalnymi kamieniami na szkle, ceramiki, rzeźbienia w glinie, wywoływania zdjęć w ciemni. Najbardziej inspirujące były dla mnie techniki malarskie prowadzone przez dr Jacka Gramatykę, dzięki któremu przeniosłam swoje akwarele również na surowe płótno. Kilka lat malowałam w ten sposób i bardzo to lubiłam.
Historie profesorów i… studentów
Niektórzy z wykładowców zapisali się już na kartach historii i fajnie jest posłuchać o ich początkach. O tym jak zaczynali studiować, jakie były kamienie milowe w ich karierze, jak wygląda ich życie, ich pracownia. Najciekawsze historie usłyszłam od Izy Kowalczyk, Piotra C. Kowalskiego, Marka Zaborowskiego i Jacka Gramatyki. To nie zawsze były historie tylko o karierze, ale wiadomo, życie nie dzieli się równo na pół: prywatne i zawodowe. Te dwie dziedziny się przenikają i mają na siebie wpływ.
Na studiach poznałam też fotografa, który dopiero po wielu latach zdecydował się na studia artystyczne i odniósł niesamowity sukces wygrywając wiele konkursów światowego poziomu. Michał Paź, bo o nim mowa, był dla mnie ogromną inspiracją do myślenia o sztuce w kontekście pracy, może dlatego, że on sam zajmował się sprzedażą, marketingiem, zarządzał ludźmi, a kiedy rzucił się w wir fotografii, naturanie inwestował czas i wysiłki w promocję swojej twórczości.
Inni studenci, to również wielka zaleta: jest z kim pogadać o twórczych problemach, blokadach, trudnościach. Jest z kim obgadać projekty, zanim przyniesie się je na sesje. Jest z kim podyskutować po wykładzie, który wzbudza emocje. To jest duża wartość dodana, bo jednak najtrudniesze w samokształceniu uważam właśnie to, że jest się z tym wszystkim samemu.
Możliwość wyjazdów stypendialnych
Jeśli miałabym polecić jedną rzecz, którą koniecznie trzeba zrobić na studiach, to byłby to wyjazd stypendialny. Erasmus w Bratysławie i dwa miesiące w Kassel podczas Documenta, to były dla mnie przygody życia!
Poznałam na tych wyjazdach ludzi z całego świata, dlatego zawsze podkreślam, że to dokąd wyjeżdżasz na wymianę jest sprawą drugorzędną. Tam i tak będą ludzie z innych krajów i to z nimi spędzisz najwięcej czasu. Ja mieszkałam z muzułmanką-feministką, która opowiadała mi jak się rozwiodła i Rosjanką, dzięki której dowiedziałam się o sklepach w Rosji z przeterminowanym jedzeniem – nie do pomyślenia dla nas! Widziałam jak filigranowe Słowaczki wypijały jednego wieczoru 8 piw! A Francuzi padali jak muchy po jednym kieliszku absyntu… To tylko wyrywki, wspomnień jest cała masa i jestem, że właśnie dzięki tym wyjazdom, moja młodzieńcza żądza przygód została zaspokojona.
Były przyjaźnie, miłostki, była praktyka angielskiego, niemieckiego, słowackiego, francuskiego! Był nawet zaadoptowany kot! W pracowni malarskiej w Bratysławie, która była zamkniętym kompleksem z dziedzińcem na środku, dokarmiałam i głaskałam kota, który był chory. Rok po moim wyjeżdzie, gdy kot zdechł, dwóch studentów z tamtej pracowni napisało do mnie, żeby dać znać, bo wiedzieli jak bardzo byłam związana z tym kotem.
To były główne zalety studiowania malarstwa, ale nie zawsze było różowo 😉 W następnym poście opiszę też te mniej pozytywne emocje, które towarzyszyły mi w trakcie studiów. A jeśli zastanawiasz się, co zrobić, jeśli nie masz studiów, albo nie dostałaś się na wmarzone studia artystyczne, zapraszam na mojego Instagrama, tam niedługo wleci filmik na ten temat 🙂
Dodaj komentarz